Mama
podarowała mi tą książkę jeszcze latem, ale z zastrzeżeniem, że mam
przeczytać dopiero jesienią. Jest jesień? Jest. Już po Halloween? Po. Za
parę dni święta, a więc to ostatnia chwila, żebym przedstawiła Wam książkę "Ciemno, prawie noc" Joanny Bator, która zdobyła Nagrodę Nike w 2013 roku.
Może Was zachęcę i zdążycie przeczytać?
Albo kupić pod choinkę ;)
Albo kupić pod choinkę ;)
Akcja
rozgrywa się w Polsce, w Wałbrzychu u stóp Zamku Książ. Główna
bohaterka, Alicja Tabor (ja od razu zwróciłam uwagę TABOR-BATOR, anagram
i zaczęło mnie zastanawiać na ile autorka siebie utożsamia z bohaterką i
ile z tych koszmarów było rzeczywistymi wydarzeniami w życiu autorki)
jest dziennikarką, która przyjeżdża po trzydziestu latach do swojego
rodzinnego miasta aby zrobić reportaż o trójce zaginionych dzieci i
zmierzyć się z własną przeszłością. Od razu zwracamy uwagę na język-
zaskakujące słowotwórstwo, czasem bardzo poetyczny, a czasem wręcz podwórkowy
i to chyba przez ten język nie poczułam owych dreszczy o których mówiła
mi mama "wiesz jak ta Alicja wchodzi do tego ogrodu... zobacz, zobacz
nawet teraz mam dreszcze", a ja
ich nie miałam. Bardziej skupiałam się na "kotrupkach, kotojadach i
kociumke" i zbiły mnie z pantałyku te słowa obok koszmarnych opisów. Tak
potraktowana nie wiedziałam właściwie jak mam czasem reagować.
W
Wikipedii możemy przeczytać, że jest to powieść z gatunku kryminału,
gotyku, psychologii i horroru, a więc mówi samo przez się, że będzie
nieoczywista. Książka ma wiele wątków, opisuje smutne realia polskiego
życia- patologiczne rodziny z Wałbrzyskich domów, małomiasteczkowe
podejście do ludzi innych wyznań i kultur, kult samowyzwańczego guru
Jerzego Łabędzia, jego zwolenników i przeciwników, bluzgi wyjęte z forum
internetowego, które męczarnią było czytać, ale na końcu zawsze
pojawiała się wiadomość do Alicji od tajemniczego Homara. Był też wątek
miłosny, trochę, trzeba przyznać, tandetny. Silna i niezależna kobieta
nie potrzebuje przecież faceta, chyba, że do łóżka i to koniecznie po
odczytaniu traumatycznego listu o gwałcie siostry..! To wszystko
przeplata się z opowieściami o kociarach, duchach przeszłości, które nie
dają o sobie zapomnieć, snach Alicji.. książka ma wiele wątków i mimo, że czasem ją odkładałam żeby "przetrawić" to szybko ponownie sięgałam po nią, bo po protu mnie wciągnęła.
Jedno jest pewne- przeczytam ją po raz drugi, bo ciągle mam wrażenie, że ma ona drugie dno, którego nie udało mi się jeszcze odkryć. Długo po przeczytaniu jej rozmyślałam nad paroma jej aspektami a to znak, że została mi w głowie i na pewno nie jest czymś, co szybko się czyta, a potem nawet nie pamiętasz tytułu. Mimo paru drobnostek uważam, że jest bardzo dobra, autorka stworzyła po prostu klimatyczne dzieło.
A wiecie co jeszcze?
Książka doczeka się adaptacji filmowej!
W 2017 roku odbędzie się premiera filmu, którego zrealizowania podjął się Borys Lankosz, a główną rolę zagra Magdalena Cielecka (bardzo trafnie!) i jestem pierwsza w kolejce po bilety! :)
Dajcie znać, co myślicie o mojej recenzji i czy będziecie chcieli pójść na film.
A czaję się na nią w bibliotece, bo słyszałam mnóstwo pochlebnych opinii. Przeczytam, ale nie wiem czy w takim razie aż tak mnie porwie. NIe lubię takiego języka w książkach.
OdpowiedzUsuńto tylko moja opinia, nie nastawiaj się, bo jest w niej to COŚ ;)
Usuń